piątek, 12 października 2012

Pierwsze tygodnie na studiach

Sporo się dzieje na tym kursie. Pierwszego dnia dobrali nas w pięcioosobowe grupy i kazali zaprojektować grę z Wolverhampton - jako miejscówką lub inspiracją. Strasznie dziwne rzeczy powychodziły: detektywistyczna gra o wilku i kolesiu zamkniętym w szpitalu psychiatrycznym. Tak, ciekawe rzeczy przychodzą do głowy kiedy... hmmm... nasze mózgi pracują, ale nie kontrolują tej pracy? Nieważne, nie wygraliśmy. Tak jak czułem, zabrakło nam jakiejś mechaniki rozgrywki. No ale mniejsza o to, to była rozgrzewka.

Mamy cztery rodzaje zajęć:
1. Wprowadzenie do sztuki i projektowania - zajęcia o wszystkim, czyli o inspiracji.
2. Projektowanie gier: strategia i proces - zajęcia o procesie tworzenia gry.
3. Projektowanie poziomów 3D - zajęcia o grafice 3D.
4. Manipulacja obrazem - zajęcia o Photoshopie i projektowaniu obrazu.

Na każde mamy bieżący projekt. Kolejno:
1. Generalnie prowadzenie bloga, pisanie postów na zadane tematy i nie tylko. Teraz dostaliśmy przestudiowanie wylosowanego twórcy gier: jak się dostał do branży, jak pracuje, jakie ma standardy i zasady projektowania, gry które stworzył. Wszystko idzie na bloga.
2. Najpierw porównywaliśmy gry i filmy z jednego gatunku. Teraz tworzymy koncept na bazie wylosowanego opisu.
3. Robimy swoje środowisko w 3D. Wybrałem wnętrze statku z 2001: Odyseja kosmiczna.
4. Projektujemy smoka. Przede wszystkim uczymy się tutaj jak przerobić cały proces tworzenia. Nie chodzi o to jak piękny wyjdzie smok. Mamy tylko udowodnić na papierze, że to jak wygląda, że to była najlepsza decyzja.

Naprawdę ciekawie. Mam już za sobą pierwsze zarwane noce i wiem na pewno, że muszę zmienić metodę pracy. Jak zwykle, czuję obawy. Całe szczęście, że nie ma na nie zbyt wiele czasu. Teraz liczą się tylko terminy i ilość serca, jaką włożę w pracę.

Na koniec coś dla tych, którzy czytają po angielsku. Mój studencki blog:
Aktualizacja:
W tej chwili nie udostępniam zawartości swojego angielskiego bloga, zostawiłem wyłącznie portfolio moich prac, którego nie chcę tu udostępniać ze względu na utrzymanie prywatności.

Eurogamer Expo 2012

W piątek (28.09 - początek tego posta zacząłem pisać prawie dwa tygodnie temu) mieliśmy zorganizowaną wycieczkę do Londynu na Eurogamer Expo. Nie mogłem się doczekać, ostatni raz byłem na czymś takim w Poznaniu na Poznań Ga me Arena 2009. Przede wszystkim, na PGA było sporo prezentacji, masa skąpo odzianych hostess i dłuuugie kolejki do gier. Tymczasem na EE było od groma stanowisk (czyli mniejsze kolejki), a do gier rozpraszały nas nie półnagie panienki, tylko osoby poprzebierane za znane postacie (ksenomorf z Aliens: Colonial Marines to mistrzostwo świata). Jedyną wadą były zepchnięte na margines rozmowy z twórcami gier. Wszystko krążyło wokół możliwości pogrania w najgorętsze tytuły tego oraz przyszłego roku. Zamieściłbym nagrane kamerą klipy, ale niestety nie mam do tego warunków. Na pewno znajdziecie lepsze wideo relacje w internecie, ale to mój blog i liczy się przede wszystkim mój punkt widzenia. Wiwat egocentryzm!

Na początku biegałem z kamerą, ale dopatrzyłem się stanowiska retro z okazjin 25-lecia serii Metal Gear. Można było pograć w kilka części z poprzednich generacji, w tym w oryginalnego Metal Geara z 1987 na komputer MSX! To wręcz muzealny eksponat; w kontekście gier, oczywiście. Poszedłem w stronę działu dla dorosłych. Tam dopatrzyłem się Assassins' Creed III, Black Ops II, Aliens: CM, ale gdzie się zatrzymałem? Tak, przy demie nowego Metal Geara. Opisałem wrażenia w poprzednim poście. Tylko dlaczego piszę o samych targach dopiero teraz? Praca chyba, nie myślałem o wchodzeniu na bloga. Założyłem go po to, żeby pilnować swoich postępów. Teraz cały czas ktoś kontroluje mój progres, więc chyba pora zmienić cel bloga. W końcu przyda się miejsce, gdzie mógłbym przerzucić myśli, kiedy nie mogę spać. Lub dla czystej refleksji. Wracając do targów:

Po ograniu dema Metal Gear Rising, spróbowałem sił w konkursie. Celem było znalezienie wszystkich ukrytych słów na stanowiskach Konami. Jedno hasło było niezłe, "ukryte" na koszulkach piłkarzy (czy raczej nożnych żonglerów) reklamujących Pro Evolution Soccer. Na koniec okazało się, że nie mam jak zalogować się na facebooka i twittera, gdzie były ostatnie hasła. Game over. Przynajmniej zagrałem w grę nie stojąc przed monitorem. Później pograłem w inne gry i zebrałem kilka pamiątek.

Zrozumiałem, że pojawiłem się tam jako konsument. Mimo próby wejścia w skórę twórcy gier, nadal patrzyłem na gry jak na zbawienie ze strony twórców. Tymczasem powinienem był podejść do stanowisk twórców niezależnych i rozmawiać z nimi; o branży, o ich karierze, inspiracjach, może dostałbym cenne rady. Z jakiegoś powodu tego nie zrobiłem. Już wtedy kiedy tam stałem, pomyślałem sobie, że za wcześnie na to. Przecież jestem na początku pierwszego roku, niewiele się nauczyłem. Jeszcze ośmieszę się, nie mając zielonego pojęcia o... czymkolwiek. Za rok też będzie okazja. Tylko czy aby na pewno to było powodem? Przecież to głupota, właśnie teraz jest czas, kiedy potrzebuję rad. Może to wciąż ten dziwny strach przed dialogiem z kimś nieznajomym, innym człowiekiem, który mógłby mnie wyśmiać za moją motywację albo mój brak obeznania. A jeśli powie, że się nie nadaję? Albo sam się tak poczuję?

Strach. Tchórzostwo.Ciągła walka z samym sobą. Mam nadzieję, że to krok do przodu. Chociażby ze względu na zrozumienie tego, co zaszło.

Chciałem to zakończyć inaczej, ale tak właśnie się czułem. Nie podoba mi się, jak żałośnie to brzmi. Nic już na to nie poradzę. Nie chcę tuszować porażki, bo ona uczy najwięcej. Pokazuje, kim chcę być. Przede wszystkim odwagi.

I do przodu.